Liza Marklund REWANŻ
|
Sprängaren, Szwecja
|
PROLOG
Kobieta, które wkrótce miała umrzeć, ostrożnie wyszła z bramy i rozejrzała się szybko wokół. Nie zapaliła światła, toteż klatka schodowa za nią pogrążona była w ciemności. Jej jasny płaszcz odcinał się niczym duch na tle ciemnego drewna. Zawahała się, nim weszła na chodnik, jakby czuła się obserwowana. Parę razy pośpiesznie zaczerpnęła powietrza i na kilka sekund biała para utworzyła nad nią aureolę. W końcu poprawiła pasek torebki na ramieniu i zacisnęła mocniej dłoń na uchwycie aktówki. Wyprostowała się i szybkim krokiem ruszyła w stronę ulicy Götgatan. Było przeraźliwie zimno, ostry wiatr przenikał cienkie nylonowe pończochy. Ominęła zamarzniętą kałużę i przez chwilę balansowała na skraju chodnika. Potem prędko poszła dalej, zostawiając za sobą światło latarni i wchodząc w ciemność. Mróz i cienie tłumiły nocne odgłosy: szum wentylatora, krzyki podpitych młodzieńców, odległą syrenę.
|
Olympisches Feuer, Niemcy
|
Kobieta szła prędko i zdecydowanie. Emanowała pewnością siebie, pachniała drogimi perfumami. Kiedy nagle zadzwonił jej telefon komórkowy, była zaskoczona. Zatrzymała się w pół kroku, zesztywniała i szybko rozejrzała się wokoło. Potem pochyliła się, oparła aktówkę o prawą nogę i zaczęła szukać w torebce. Z jej postaci biła irytacja i niepewność. Wyciągnęła telefon i przyłożyła do ucha. Mimo mroku i cieni jej reakcja nie uszłaby niczyjej uwagi. Irytacja ustąpiła miejsca zdumieniu, by następnie przejść w złość, a na koniec w strach.
Po skończonej rozmowie stała jeszcze przez chwilę z telefonem w ręce. Pochyliła głowę, wydawała się nad czymś zastanawiać. Minął ją jadący wolno radiowóz. Popatrzyła nań z wyczekiwaniem, odprowadziła go wzrokiem, ale nie zrobiła żadnego gestu, by zatrzymać policjantów.
Wreszcie najwyraźniej podjęła decyzję. Obróciła się na pięcie i poszła z powrotem tą samą drogą, koło ciemnej drewnianej bramy, do przejścia na skrzyżowaniu z Katarina Bangata. Czekając, aż przejedzie nocny autobus, podniosła głowę i popatrzyła wzdłuż ulicy przez plac Vintertullstorget w kierunku kanału Sickla. Wysoko nad nim wznosiła się główna arena olimpijska, Stadion Victorii, gdzie za siedem miesięcy miały zostać otwarte letnie igrzyska olimpijskie.
|
The Bomber, USA
|
Autobus przejechał, kobieta przeszła przez obie jezdnie Ringvägen i zaczęła iść wzdłuż Katarina Bangata. Jej twarz była bez wyrazu, pośpieszne kroki wskazywały na to, że marznie. Przebyła kładkę nad kanałem Hammarby i przez centrum prasowe weszła na teren olimpijski. Drobnymi, nieco nerwowymi krokami skierowała się w stronę stadionu. Wybrała drogę wzdłuż wody, mimo że tędy było dalej i zimniej. Od Saltsjön wiał lodowaty wiatr, ale nie chciała, żeby ktoś ją zobaczył. Parę razy potknęła się w całkowitej ciemności.
Koło poczty i apteki skręciła ku obiektom treningowym, a ostatnie sto metrów do stadionu pokonała truchtem. Dotarła do głównej bramy zadyszana i zła. Odciągnęła ją i weszła w ciemność.
- Proszę powiedzieć, o co chodzi, i to szybko - popatrzyła zimno na osobę, która wyłoniła się z cienia.
Zobaczyła podniesiony młotek, lecz strach już jej nie dosięgnął.
Pierwsze uderzenie trafiło w lewe oko.
|
Springstof, Holandia
|
SOBOTA, 18 GRUDNIA
Dźwięk dotarł do niej w samym środku dziwacznego erotycznego snu. Znajdowała się na szklanym podium w statku kosmicznym, Thomas leżał na niej i wchodził w nią. Trzech prezenterów z radiowej audycji „Studio 6” stało obok i przyglądało się z pozbawionymi wyrazu twarzami. Czuła, że musi się koniecznie załatwić.
- Nie możesz teraz wyjść do ubikacji, lecimy w kosmos - powiedział Thomas, a widok rozciągający się za panoramicznym oknem potwierdził jego słowa.
Drugi sygnał rozerwał kosmos, znalazła się w mroku spocona i spragniona. Nad nią, w ciemności, unosił się sufit pokoju.
- Odbierz, do cholery, zanim obudzi się cały dom - mruknął spośród poduszek zirytowany Thomas.
|
Delitto a Stoccolma, Włochy
|
Odwróciła głowę i rzuciła okiem na zegarek: 3.22. Podniecenie uleciało w jednej chwili. Ciężka jak z ołowiu ręka dosięgła telefonu na podłodze. To był Jansson, szef nocnej zmiany.
- Stadion Victorii wyleciał w powietrze. Pali się jak cholera. Jest tam nocny reporter, ale potrzebujemy cię do wydań podmiejskich. Jak prędko możesz być na miejscu?
Oddychała przez chwilę przetrawiając wiadomość i czuła, jak adrenalina unosi się niczym fala przez całe ciało aż do mózgu. Stadion olimpijski, pomyślała, pożar, chaos, o cholera! Na południe od centrum... Obwodnicą Południową albo przez most Skanstullsbron.
- Jak wygląda na mieście, drogi są w porządku?
Jej głos był bardziej zachrypnięty, niżby sobie życzyła.
- Obwodnica Południowa jest zablokowana. Wyjazd przy samym stadionie zawalił się, tyle wiemy. Tunel Söder mogli zamknąć, więc jedź górą.
|
Nedtaeling, Dania
|
- Kto robi foty?
- Pojechał Henriksson, są tam też wolni strzelcy.
Jansson odłożył słuchawkę, nie czekając na odpowiedź. Annika wsłuchiwała się przez chwilę w martwy szum linii, zanim odstawiła aparat na podłogę.
- Co tam znowu?
Westchnęła bezgłośnie i odpowiedziała:
- Wybuch na stadionie olimpijskim. Muszę tam pojechać. Zajmie mi to pewnie cały dzień. - Zawahała się, a potem dodała: - I wieczór.
Zamruczał coś niewyraźnie.
Ostrożnie wyplątała się z przepoconej piżamy Ellen. Wciągnęła nosem zapachy dziecka, słodki od skóry, kwaśny od ust, w których stale tkwił kciuk, pocałowała delikatną główkę. Dziewczynka wyciągnęła się z rozkoszy, po czym skuliła w kłębek. Ma trzy latka i zawsze jest sobą, także we śnie. Annika ociężałą ręką wybrała numer radio-taxi, wysunęła się z usypiającego ciepła łóżka i usiadła na podłodze.
|
Sprengeren, Norwegia
|
- Poproszę taksówkę na Hantverkargatan 32... Bengtzon... Trochę mi się śpieszy. Na stadion olimpijski. Tak, wiem, że tam się pali.
Pomyślała, że jeśli się nie załatwi, umrze.
Na dworze panowało przejmujące zimno, było co najmniej minus dziesięć stopni. Postawiła kołnierz płaszcza i naciągnęła czapkę na uszy, wydychana para przesiąknięta zapachem pasty do zębów utworzyła wokół niej obłok. Taksówka pojawiła się w chwili, gdy za Anniką zatrzasnęła się brama.
- Hammarbyhamnen, stadion olimpijski - rzuciła usadowiwszy się wraz ze swoją dużą torbą na tylnym siedzeniu.
Kierowca spojrzał na nią w lusterku wstecznym.
- Pani Bengtzon z „Kvällspressen”, nie? - Uśmiechnął się niepewnie. - Czytam pani reportaże. Podobało mi się, co pani pisała o Korei, adoptowałem dzieciaki stamtąd. Byłem też w Panmundżonie, cholernie trafnie pani opisała, jak żołnierze stoją naprzeciwko siebie, ale nie wolno im ze sobą rozmawiać. To był dobry reportaż.
|
Uutispommi, Finlandia
|
Słuchała pochwał, lecz jak zwykle nie brała ich do siebie, nie pozwalała sobie na to, w przeciwnym razie mogłoby umknąć coś magicznego, co sprawiało, że jej teksty miały skrzydła.
- Dziękuję, miło, że się panu podobał. Jak pan myśli, da się przejechać przez tunel? Czy lepiej jechać cały czas ulicami?
Taksówkarz, podobnie jak większość jego kolegów, był na bieżąco. Jeśli coś zdarzyło się w kraju o czwartej nad ranem, należało zadzwonić w dwa miejsca: na policję i do taksówkarzy. I miało się gotowy artykuł do wydania gminnego. Policja potwierdzała wydarzenie, a któryś z taksówkarzy niemal zawsze mógł służyć relacją naocznego świadka.
- Byłem na Götgatan, kiedy walnęło - powiedział kierowca i zawrócił mimo linii ciągłej. - Kurde, tak walnęło, że zakołysały się latarnie. Cholera, pomyślałem, bomba atomowa. Ruscy są tutaj. Wywołałem radio, myślałem, że kurde... Powiedzieli, że diabli wzięli Stadion Victorii. Jeden z naszych chłopaków był zaraz obok, kiedy walnęło, miał kurs do tego nielegalnego klubu w tamtych nowych domach, wie pani...
|
Dinamita, Hiszpania
|
Samochód pomknął w stronę ratusza. Annika wyłowiła z torby notatnik i ołówek.
- I co z nim?
- Chyba okej. Kawałek metalu wleciał mu przez boczną szybę, ale minął go o kilka centymetrów. Rany cięte twarzy, powiedzieli przez radio.
Minęli stację metra na Gamla Stan i zbliżali się do Slussen.
- Do jakiego szpitala go zawieźli?
- Kogo?
- Tego pańskiego kolegę z kawałkiem metalu.
- A, jego, nazywa się Brattström, myślę, że do Szpitala Południowego, to przecież najbliżej.
- Wie pan, jak miał na imię?
- Nie, ale mogę wywołać przez radio...
Miał na imię Arne. Annika wyjęła telefon, włożyła do ucha słuchawkę zestawu głośnomówiącego i nacisnęła w menu jedynkę, pod którą był zaprogramowany numer Janssona przy pulpicie kierownictwa w redakcji. Zanim odebrał, wiedział już, że to ona - rozpoznał numer jej komórki na wyświetlaczu.
|
Pommuudis, Estonia
|
- Ranny taksówkarz, Arne Brattström, przewieziony do Południowego - powiedziała. - Może zdołamy porozmawiać z nim w szpitalu, powinniśmy zdążyć do pierwszego wydania...
- Dobra - odparł Jansson. - Sprawdzimy go w bazie. - Położył słuchawkę na pulpicie i krzyknął do nocnego reportera: - Sprawdź w bazie Arnego Brattströma, ustal na policji, czy powiadomiono jego krewnych, potem zadzwoń do żony, jeśli jakąś ma. - Sięgnął ponownie po słuchawkę: - Załatwiliśmy zdjęcie lotnicze. Kiedy tam będziesz?
- Za siedem, osiem minut, zależnie od tego, na ile zamknęli teren. Co teraz robicie?
- Mamy samo wydarzenie, komentarz policji, nocni reporterzy obdzwaniają ludzi w domach naprzeciwko i zbierają komentarze, jeden z reporterów już tam jest, ale zaraz będzie jechał do domu. No i zrekapitulujemy poprzednie zamachy bombowe związane z olimpiadą, gościa, który detonował ładunki na stadionach w Sztokholmie i Göteborgu, kiedy Sztokholm zgłosił swoją kandydaturę...
|
Sprengivargurinn, Islandia
|
Ktoś mu przerwał, Annika nawet w taksówce czuła redakcyjną gorączkę. Rzuciła pośpiesznie:
- Odezwę się, jak będę wiedziała coś więcej - i rozłączyła się.
- Najwyraźniej zamknęli teren wokół obiektów treningowych - stwierdził kierowca. - Chyba lepiej podjechać od tyłu.
Taksówka skręciła w Folkungagatan i pomknęła w kierunku trasy Värmdöleden. Annika wystukała na komórce kolejny numer. Słuchała przerywanego sygnału i obserwowała, jak nocni maruderzy, wrzeszcząc lub zataczając się, wracają do domów. Było ich całkiem sporo, więcej, niżby się spodziewała. Ona sama wychodziła do miasta o tej porze tylko wtedy, gdy popełniono jakieś przestępstwo. Dawniej było inaczej, ale już zapomniała, że w mieście można zajmować się czymś innym niż zbrodnią i pracą, wyparła ze świadomości istnienie innego życia, które toczyło się jedynie w nocnych godzinach.
Na drugim końcu linii operatora telefonii komórkowej Comviq odezwał się zdenerwowany głos.
|
Pakleni stroj, Chorwacja
|
- Wiem, że jeszcze nic nie możesz wyjawić- zaczęła Annika. - Powiedz, kiedy będziesz miał czas na rozmowę. Wtedy zadzwonię. Podaj godzinę.
Mężczyzna westchnął.
- Nie wiem, do cholery, Bengtzon. Nie wiem. Zadzwoń później.
Annika popatrzyła na zegarek.
- Jest za dwadzieścia czwarta. Piszę do wydania podmiejskiego. Powiedzmy: wpół do ósmej?
- Tak, tak, może być. Zadzwoń o wpół do ósmej.
- Okej, wtedy pogadamy.
Padła obietnica, teraz ciężko byłoby mu się wycofać. Policjanci nienawidzili dziennikarzy, którzy dzwonią tuż po zdarzeniu i chcą wiedzieć wszystko. Nawet jeśli zebrali już sporo informacji, jeszcze nie ocenili, co mogą ujawnić. Koło wpół do ósmej Annika będzie miała własne spostrzeżenia, pytania i teorie, a ci z kryminalnego zdecydują się, co chcą powiedzieć.
|
Deadline, Francja
|
- Widać dym - odezwał się taksówkarz.
Annika przechyliła się nad przednim siedzeniem i popatrzyła w prawo.
- Rzeczywiście.
Cienka czarna smuga odcinała się od bladego półksiężyca. Taksówka skręciła z Värmdöleden na Obwodnicę Południową.
Autostrada była zamknięta kilkaset metrów od wylotu tunelu i samego stadionu. Przy barierkach stało już z dziesięć innych pojazdów. Taksówka zatrzymała się za nimi, Annika podała kartę klienta.
- Kiedy pani wraca? Mam zaczekać? - spytał kierowca.
Uśmiechnęła się blado.
- Nie, dziękuję, to zajmie trochę czasu.
Schowała notes, ołówek i komórkę.
- Wesołych świąt!- zawołał kierowca, nim zatrzasnęła drzwi.
Jezu, pomyślała, przecież do świąt jeszcze cały tydzień . Czy już teraz ma być wesoło?
- Nawzajem - powiedziała do tylnej szyby.
Do góry Do strony głównej Strona tłumacza